Komentarze: 0
Mam raz na jakis czas taki dzien, taki dzien w ktorym czuje sie jak zero, cos sie konczy i nie mam perspektyw na jutro. wiem ze jednak to nie koniec i wiem doskonale ze wszystko jest wspaniale, tak jak chcialam, ale nawet ta pewnosc w siebie i w jutro, nie pozwala pozbyc sie tych przeczuc, tych apokaliptycznych wizji, tej dziesiejszej chwili.... moze nie zdaje sobie sprawy z tego szczescia jakie posiadam, z tej dobroci jaka otrztmuje od zycia, moze to proznosc, niewdziecznosc, pustota, ale jednak jest mi zle. chce zasnac i jutro poczuc sie jak zawsze, usmiechnieta, pelna nadzieii i optymizmu, to jest jak zakocghanie sie w kims z kim nie mozesz byc, uwazasz ze wszystko jest zle, nie tak, chandra wsiaka w ciebie, w kazda zyle, w kazda kosc, w kazda tkanke.... to jest jak cholerny bol, ktory rozrywa Cie od srodka, jak choroba ktorej nie mozesz zapobiec, jak cos czego nie zyczylbys najgorszemu wrogowi...placz czerwieni Twoje pelne dotad optymizmu oczy, slone lzy podrazniaja policzki, a niechec do wszystkiego pozbawie Cie zycia,